Do napisania wstępu do tego posta zabierałam się kilka razy. Zaczynałam, dochodziłam do wniosku, że to nie to, kasowałam. Oczywiście powtórzyłam to kilka razy. Nie wiedziałam jak zacząć. A chciałam zacząć mądrze - bo temat, który tym razem będzie poruszony dotyczy całego społeczeństwa. Dotyczy też Ciebie - nie zależnie od tego czy jesteś rodzicem, czy nie.
Ostatnio bardzo głośno jest o tak zwanych strefach wolnych od dzieci. Temat dość kontrowersyjny, więc otwieram dyskusję. Piszcie śmiało w komentarzach co o tym myślicie. Ja poprosiłam o wypowiedź dwie blogerki, które według mnie mają jak najbardziej dobry i racjonalny sposób patrzenia na świat.
Źródło:http://l1.yimg.com/bt/api/res/1.2/8PLB5x1RBxYRawiEhLOdSw--/YXBwaWQ9eW5ld3M7cT04NTt3PTMxMA--/http://media.zenfs.com/en-US/blogs/partner/mr_3ade3b440c0e15.jpg
Co sama natomiast myślę o strefach wolnych od dzieci? Cóż pierwsza moja myśl była czymś mniej więcej pomiędzy wielkim szokiem, że ktoś wpadł na taki pomysł, a jednocześnie złością na społeczeństwo, że w ogóle brane jest coś takiego pod uwagę. Korczakowskie Nie ma dzieci - są ludzie jest bardzo bliskie nie bez powodu. Uważam, że każda istota ludzka ma takie sama prawa niezależnie od wieku. A stworzenie takich stref byłoby zwykłą segregacją ludzi. W moim odczuciu identyczną jak wydzielenie miejsc w USA tylko dla czarnych swego czasu. Innymi słowy pomysł na samym początku był u mnie skreślony.
Temat nie dawał mi jednak spokoju - skoro ktoś to wymyślił to musi mieć jakieś plusy - powtarzałam sobie. I jest! Znalazłam! Kobieta, która poroniła lub której dziecko niedawno zmarło. Tak, takiej kobiecie widok małych dzieci mógłby sprawiać przykrość. Ale z drugiej strony - dzieci są cześcia społeczeństwa. Nie można ich unikać cały czas. Jeżeli taka kobieta odizoluje się od nich całkowicie to i tak finalnie będzie musiała wrócić do normalnego życia, gdzie spotykać będzie dzieci. A po dłuższym okresie taki powrót może być jeszcze bardziej bolesny. Wciąż jestem więc na NIE odnośnie takich stref.
Chciałam jednak poznać, i nadal chcę, zdanie innych na temat taki stref.
O wypowiedź na ten temat poprosiłam między innymi Hattu z http://call-me-hattu.blogspot.com/
Strefy wolne od dzieci, odsyłanie matek karmiących piersią np. w galeriach handlowych do... toalet (czy ktoś zaproponowałby dorosłemu człowiekowi zjedzenie kebaba w toalecie?) - co jeszcze? Może niedługo rodzice z dziećmi będą musieli podróżować w specjalnie wydzielonych przedziałach i dostaną zakaz wstępu do określonych dzielnic? Wiem, że ostatnie przykłady są już dosyć jaskrawe, ale logicznie rzecz ujmując, przecież podobny schemat postępowania już kiedyś funkcjonował...
Potrafię zrozumieć umiłowanie spokoju, z namaszczeniem pielęgnowanie i egzekwowane przez niektóre osoby, ale zbyt skłonni stajemy się do egoizmu. Widzimy bardzo wyraźnie czubek własnego nosa i lubimy dbać o własną wygodę. A rodzić z 3-latkiem przy stoliku obok? Och, toż to się nie godzi... Hałaśliwy, dziecko zbyt ciekawe świata, posiedzieć w spokoju nie można. Ludzie, nie dajmy się zwariować :) Rodzicowi, który podejmuje się wyjścia na miasto z maluchem, z miejsca stawiałabym najlepszą kawę w lokalu. Przecież to nie działa na zasadzie: łapię klucze, portfel, komórkę i jestem gotów do wyjścia. Kto ma bobasa w rodzinie (lub wśród znajomych) ten wie, że wypad z maluchem choćby za zakupy to często spore logistyczne wyzwanie.
Osobiście podziwiam kobietki, które nie zamykają się z dzieckiem w domu, tylko biorą pociechę do wózka, do tego masę niezbędnych gadżetów (butelka, pieluszki, zabawki, zasypki i matka tylko raczy wiedzieć, co jeszcze), pociągają usta szminką i idą na miasto, by po prostu, tak po ludzku, spotkać się z koleżanką na kawie, załatwić swoje sprawy i przede wszystkim – nie uzależniać swojego trybu życia od oczekiwań dziwnych ludzi wobec rodziców. Rodzic też człowiek i ma prawo do spokoju i normalności. Strefy wolne od dzieci?Poproszę w zamian strefy wolne od egoizmu.
A jakie jest zdanie Pauliny z http://mlodypedagog.blogspot.com/
Strefy wolne od dzieci – brzmi dość nieprzyjemnie. Sprawia też wrażenie, że osoba decydująca się wprowadzić taką strefę: - nie rozumie że dzieciństwo jest częścią naszego życia; - ogranicza rodziny, które razem chcą spędzić czas.A jednak widzę pewien sens w tym, że osoba prowadząca restaurację, czy charakterystyczny sklep (bo w takich miejscach wyobrażam sobie strefy wolne od dzieci), podejmuje takie działania. Niektórzy rodzice pozwalają dziecku na wszystko i akceptują wiele jego nieodpowiednich zachowań. I tak jak niedawno bary w centrum Krakowa zdecydowały się nie wpuszczać Brytyjczyków, którzy mocno się awanturowali, tak wyprasza się z różnych miejsc dzieci, które dają o sobie znać i czasami dokonują również zniszczeń. A przy tym wszystkim opiekun nie reaguje na nieodpowiednie zachowanie dzieci.Można by powiedzieć, że nie w każdych rodzinach tak się dzieje, bo przecież sama napisałam, że sprawa dotyczy niektórych rodziców. Jestem jednak sobie w stanie wyobrazić, że problem jest na tyle duży, że właściciel decyduje się na wprowadzenie takich ograniczeń.Za to jest mnóstwo miejsc specjalnie przygotowanych dla całej rodziny. Z nich na pewno warto korzystać.
A jakie jest Wasze zdanie na temat sfer wolnych od dzieci? Jakie według Was mają one plusy i minusy? Chcecie, żeby takie strefy powstały?
wielka krzywda zarówno dla dzieci jak i całego społeczeństwa. Z jednej strony u dzieci mogłoby to wywołać poczucie niższości lub niechęci dla dorosłych zamiast zdrowego rozsądku. Z drugiej i tak mamy już społeczeństwo starzejące się. Traktowanie dzieci jak czegoś niechcianego lub wręcz balastu nie poprawiłoby obecnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie na nie.
Hmm... a ja sama nie wiem, co mam o tym sądzić.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony czuję, że jako pedagog, który naprawdę lubi swoją pracę i lubi również przebywać z Dziećmi, powinnam być całkowicie na nie. A jednak nie do końca potrafię.
Przede wszystkim zacznę może od tego, że problemem nigdy nie są Dzieci same w sobie, a raczej dorośli (niekoniecznie niewydolni wychowawczo, ale na pewno w jakiś sposób nieradzący sobie/zmęczeni).
Osobiście traktuję każde Dziecko jak indywidualną jednostkę, godnego i pełnowartościowego człowieka, któremu należą się takie same przywileje. Jednocześnie, nie powiem (skłamać nie mogę), żeby, np. 4-9godzinna podróż z wrzeszczącym Maluchem i jego "olewczymi" Rodzicami była czymś przyjemnym. Sama miałam okazję z tego powodu przesiąść się do innego wagonu/przedziału [podobnie, gdy ktoś zapragnął umilić wszystkim podróżującym czas swoim fałszującym, ale jakże radosnym śpiewem, czy tez kulejącą grą na gitarze (SIC!)]
Tak więc, jeśli chodzi o podróżowanie - takie strefy dla Rodzin z Dziećmi (np. jeszcze fajnie wymalowane, wyposażone) byłyby jedynie in plus, zarówno dla samych Rodzin, Maluszków, jak i pozostałych podróżujących.
W komunikacji miejskiej pełen żalu płacz Malucha, niekiedy też przepełnione złością wrzaski - kompletnie mnie nie ruszają. Jest to odrobinę inna sytuacja. Każdy ma takie samo prawo do podróżowania (zresztą podobnie jak w PKP), ale w tym przypadku nie dałoby się wprowadzić żadnego rozsądnego rozwiązania (w pociągach jednak już tak).
Jeśli o inne miejsca chodzi, ciężko mi powiedzieć. Są już kluby/bary, w których dorośli i tak raczej Maluchów nie uświadczą (bo nikt normalny ich tam nie zabiera), więc mają dla siebie tę odrobinę bezdzieciowej przestrzeni.
Podsumowując, zależy też, gdzie pomysłodawcy mieliby zamiar takie strefy utworzyć. Musiałabym się więcej dowiedzieć, żeby wyrobić sobie bardziej jednoznaczną opinię,
Dla mnie to pojęcie "strefy wolne od dzieci" jest dość mgliste... Jako nie-rodzic spotykam się z nim po raz pierwszy. I chyba wyobrażam je sobie nieco inaczej niż osoby wypowiadające się w poście, bo nie uważam aby miały one w jakiś sposób ograniczać rodziny z dziećmi czy samych rodziców. Taką strefę wyobrażam sobie jako np. jedno osobne pomieszczenie w kawiarni, do którego nie wchodzą rodzice z dziećmi bo jest to np. "strefa pracy" albo jakaś inna "strefa ciszy" gdzie można sobie np. w spokoju popracować. Albo jeden mały fragment jakiejś plaży czy parku, który też nie jest przeznaczony dla rodzin z dziećmi, z podobnych powodów (ktoś też może tam przyjść po to aby popracować czy np. poczytać).
OdpowiedzUsuńWidzę to tylko jako jakieś małe fragmenty czegoś większego, co nie jest w żaden sposób krzywdzące dla tych rodziców i dzieci, bo poza tym małym fragmentem mają oni w tym samym miejscu "strefę główną" dla siebie.
Inna kwestia, że nazwa takiej strefy brzmi naprawdę bardzo nieprzyjemnie i to absolutnie nie powinno się tak nazywać. Nie powinno to też stanowić jakiegoś zakazu a jedynie życzenie, prośbę, którą osoby z dziećmi by szanowały. Dlatego bardziej jestem właśnie za jakimiś strefami ciszy czy spokoju, co tak jakby w domyśle zawiera informację, że raczej nie jest dla dzieci, ale tak samo nie dla np. imprezującej młodzieży ;)
A ja jestem zdecydowanie za takimi strefami. Uważam, że to powinno być coś na miarę tego, co napisała autorka komentarza powyżej. Często zdarza mi się uczyć "w plenerze", albo gdzieś robić projekt. Skupienie jest wtedy dla mnie niesamowicie ważne, ale ciężko się skupić, kiedy wokół biegają rozwrzeszczane dzieci. Też uważam, że powinno być to specjalnie wydzielone miejsce. Rozumiem, że niektórzy mogą poczuć się dyskryminowani (szczególnie rodzice, którzy myślą, że ich pociechy są najsłodsze na świecie, jeżeli podchodzą do ciebie i zamykają laptopa), ale też trzeba zrozumieć osoby, które nie mają stałego miejsca pracy (freelancerzy) i pracują właśnie powiedzmy w mieście, żeby nie zgłupieć od siedzenia w domu. Kolejna sprawa to to, że dzieci trzeba pilnować, a niektórzy rodzice o tym zapominają. Będąc w pizzerii, co chwile podbiegała do mnie i do mojego towarzysza para dziewczynek, które do nas coś wrzeszczały, albo chciały, żebyśmy zamieniali się z nimi miejscami. Rozumiem, gdyby ich wiek nie przekraczał 6 lat, albo gdyby nagle zostały same w jakimś lokalu i nikt nie sprawował nad nimi opieki. Z kolei tatuś świergał sobie w najlepsze ze znajomymi, a te małe, głośne i przemądrzałe istoty puścił samopas. Gratuluję ludziom wyobraźni.
OdpowiedzUsuńStrefa wolna od dymu tytoniowego ma sens i służy utrzymaniu zdrowia, zaś pomysł stref bez dzieci jest poroniony. I tak dzieciaki mają problem z socjalizacją i nie wiedzą jak się zachować wśród ludzi...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, co padło w wielu komentarzach - że strefy ciszy są czasami potrzebne, w szwedzkich pociągach najczęściej pierwszy wagon jest "cichym wagonem", w którym nie używa się telefonów komórkowych i w którym fakt faktem nie ma bawiących się dzieci. Zgadzam się też, że często zachowanie dzieci zależy od rodziców.
OdpowiedzUsuńZamiast stref wolnych od dzieci raczej chciałabym, by było więcej lokali i stref przyjaznych dzieciom. By w lokalach znalazł się kącik z zabawkami albo chociaż papier i kredki. Tak, żeby dzieci w przyjazny sposób mogły uczyć się zachowania np. przy stole w restauracji :)
Po pierwsze - myślę, że porównywanie takiego pomysłu do segregacji rasowej jaka miała miejsce w Stanach jest bardzo nie na miejscu.
OdpowiedzUsuńPo drugie - według mnie pomysł jest dobry. To, że powstałyby w ogóle takie miejsca, nie oznacza, że nagle dzieci byłyby niemile widziane w każdej restauracji, kawiarni. Chodzi raczej o to, żeby takie miejsca istniały i żeby człowiek, który chce posiedzieć trochę w ciszy i spokoju mógł to zrobić, bez obawy, że jakieś dziecko zaraz zacznie płakać albo hałasować, zwłaszcza, że jest mnóstwo rodziców, którzy nie reagują na zachowanie swoich dzieci i wychowują je "bezstresowo".
Myślę, że z tym jest też trochę jak z klubami dla dorosłych... "wstęp od 18 lat" "wstęp od 21 lat".
OdpowiedzUsuńW niektórych lokalach, gastronomicznych itp, gdzie odbywają się różne konferencje, spotkania biznesowe - jestem w stanie zrozumieć, że malutkie, chociaż słodkie, to jednak czasem wrzeszczące dzieciaki nie są porządne. To nie znaczy, że są dyskryminowane...
Za to popieram czyjś pomysł wyżej, żeby właśnie dla dzieci w różnych lokalach stworzyć 'kąciki do zabawy'. Już teraz można się spotkać z różnymi miejscami, kluby fintess itp przyjaznych dla mam z dziećmi - oby jak najwięcej takich miejsc...
Sytuacja: restauracja, z tych troche lepszych. Para przy stoliku. Nagle mezczyzna opada na kolano wyciagajac pudeleczko. Nagle, wpada na niego maly brzdac i romantyzm prysl. Dobrze, ze mamy poczucie humoru ale jednak troche niesmak pozostal ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem za maksymalną wolnością gospodarczą. Jeżeli mam knajpę, płacę za lokal, podatki, pensje pracowników etc. uważam, że mam prawo zapraszać taką klientelę, jaka mi się podoba. Więc mogę zakazać wstępu nieletnim, mogę pozwolić lub zakazać palić etc. A czy moje pomysły są dobre, zweryfikuje rynek i liczba klientów.
OdpowiedzUsuńMam dwójkę wspaniałych małych chłopców. Jeśli jednak miałabym sobie zafundować miły relaksujacy wieczór, czy po południe, pewnie wolałabym żadnych dzieci nie oglądać i nie słyszeć ;) Moim zdaniem nie ma w tym nic, co mogło by byc uznawane za niepoprawne politycznie czy krzywdzące wobec dzieci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Prawnik na macierzyńskim
A ja się wypowiem jako nie pedagog i jako nie rodzic ;)
OdpowiedzUsuńW sumie to ciężko coś na ten temat określić, ponieważ jak już zauważono wyżej - nie jest to jasne pojęcie, nie jest powiedziane jakie strefy będą wolne od dzieci itp. Mi np. nie podoba się karmienie dzieci publicznie, przecież większość centrum handlowych, lotnisko itp. mają jakiś pokój do przewijania dzieci, można to tam załatwić. A jeżeli nie ma takiego miejsca, no to przecież można usiąść gdzieś z boku - nie mówię, że trzeba wchodzić do toalet. Ale na miłość boską, nie każdy ma ochotę oglądać wywalone na wierzch piersi kobiety, która metr dalej ma pokój do przewijania dzieci, albo mogłaby chociaż usiąść na ławeczce przodem do ściany. Kiedy pracowałam w cateringu na weselach, to zdarzały się też takie kobiety, które przy stole normalnie wyciągały cyca i karmiły dziecko... a przecież można było trochę się odsunąć, albo zapytać obsługę, czy można gdzieś nakarmić dziecko (w 90% miejsc była taka możliwość).
A ja myślę, że to bardzo dobry pomysł.
OdpowiedzUsuńPoszłabyś z małym dzieckiem na dyskotekę? A generalnie do klubu na drinka? Albo do teatru lub opery? Do sexshopu? A do spa na masaż?
Są takie miejsca i okoliczności, że po prostu nie wypada zabierać ze sobą niemowlęcia. Dobry, troskliwy rodzic o tym po prostu wie, ale coraz więcej jest rodziców egoistów, którzy nie są w stanie zrezygnować ze swoich zachcianek i ciągają dzieciaka ze sobą dosłownie wszędzie - nie bacząc na to, czy będzie przeszkadzał innym i czy to miejsce dla dziecka odpowiednie.
Popieram Childfree Zones.
A to tak, zgadzam się w 100% - takie miejsca powinny być niedostępne dla dzieci. Ale coraz częściej chodzi o zwykłe kawiarnie/restauracje i inne typowe miejsca, gdzie rodzic z dzieckiem spokojnie mógłby przyjść
UsuńWrzuciłam ten temat na FB Prawnika na macierzyńskim i strasznie jadowicie wyszło ;)
OdpowiedzUsuńBurzliwie było już tez o tym na wykopie np ;) Idę czytać :)
Usuń