Słyszeliście o niej? Jeżeli nie - zajrzyjcie koniecznie :) O tu - klik
Źródło:chatolandia.pl
A co sądzicie o wychowaniu seksualnym w szkołach? Może mieliście jakieś naprawdę
ciekawe zajęcia, którymi chcecie się podzielić w komentarzach? Chętnie o
tym poczytam. Ja w szkole, jako uczeń, nie dowiedziałam się niczego. Moim marzeniem wręcz jest, aby teraz edukację seksualną od gimnazjum, prowadzili w szkole seksuolodzy. Nie nauczyciele wysyłani na kursy kwalifikacyjne, mimo, że wcale nie czują się dobrze w temacie. Nie czerwieniące się Panie, które mogą poczuć się zażenowane tematem. I nie katechetki/katecheci księża, bo to już narzuca pewne poglądy i znów pojawiłby się problem jak w etyką. Seksuolodzy - specjaliści -to byłoby rozwiązanie idealne według mnie.
A
jak Wy to widzieliście parę lat temu? Szkoła kiedyś uczyła czy tylko
unikała tematu?
Też uważam, że w szkołach powinni wprowadzić zajęcia na temat seksu. O tym jak się zabezpieczać przed ciążą i chorobami wenerycznymi. O skuteczności poszczególnych metod antykoncepcji i o samym wychowywaniu dziecka jak już się przydarzy wpadka. I nie chodzi mi tu o danie dla gimnazjalisty lalki i masz się baw, ale o ukazanie także stron finansowych, psychicznych. Żeby taki gimnazjalista poczuł co czuje rodzic, gdy dziecko się go nie słucha, ile kosztuje utrzymanie, ile czasami trzeba sobie odmówić, aby dziecku dać to czego potrzebuje.
OdpowiedzUsuńDodatkowo oprócz seksuologa, prowadzącego zajęcia regularnie, jakieś specjalne pogadanki dla dziewczyn z ginekologiem, bo niestety, ale dużo młodych dziewczyn idzie do ginekologa dopiero jak już okres się spóźnia. I nie to, że jej się nie chce iść, ale zwyczajnie się wstydzi. A przecież wizyta u ginekologa to nic strasznego.
O tak, z ginekologami również powinny być spotkania, bo już nawet nie o sprawy seksualne, ale czysto zdrowotne chodzi, a dziewczyny boją się i unikają jak ognia.
UsuńWedług mnie również powinny być takie zajęcia, ale nie każdy rodzic chciałby się na to zgodzić, wiec pewnie najlepszym rozwiązaniem co do tego byłaby zgoda rodziców na takie lekcje, może jako dodatkowe a nie konkretnie jako przedmiot w szkole. Szkoda, że nie uczą tego na Przygotowaniu do życia w rodzinie, tylko o przyjacielach, miłości itp. czyli w sumie nic sensownego. A potem się dziwić, że młodzi zachodzą w ciąże, mają choroby czy inne tego typu sprawy. Za szybko dojrzewają, mają dostęp do internatu, a tu jest wszystko. Kiedyś tego nie było i chyba mniej takich "wpadek" było, a przynajmniej nikt o tym jakoś nie słyszał, a teraz durne pytania na forum albo ogólnie. I nie wiadomo czy to dla żartu czy faktycznie ktoś tak myśli...
OdpowiedzUsuńU mnie niby były takie zajęcia, ale nic nie wnosiły. Ciekawa jestem jak w dzisiejszych czasach wyglądają. U mnie to było chyba jedno na rok/
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem takie zajęcia to podstawa, tak wiele młodych dziewczyn nie wie nic na ten temat... a przecież nie można im zabronić uprawiać seksu, a nawet jak się im zabroni, to jak ktoś chce to i przez dziurkę od klucza to zrobi ;)
OdpowiedzUsuńDo tego rodzice - także powinny o tym z dzieckiem rozmawiać. Moja mama ze mną rozmawiała na te tematy od kiedy miałam 5 lat mniej więcej, tak samo z moją siostrą. Mówiła o antykoncepcji, ciąży itp i nawet jeżeli nie miała jakiejś super wiedzy na temat antykoncepcji i nie wiedziała wszystkiego, to zaszczepiła nam pewną ciekawość w tym temacie, a także otwartość - nie bałyśmy się zapytać, czy powiedzieć, że coś się dzieje, boli czy nie ma okresu. Myślę, że to nawet ważniejsze od szkoły, bo co z tego jeżeli w szkole są lekcje, ale w domu chłopak czy dziewczyna nie mogą o tym mówić, bo to temat tabu?
A ja lekcji takich nie miałam, tylko od czasu do czasu pogadanki. Najmilej wspominam jedną w gimnazjum, prowadzoną przez panią z Tampaxu ;) która fajnie nam wiele tematów wyłożyła. I w liceum mieliśmy spotkanie z seksuologiem, też bardzo pozytywne, można było na kartce zapisać pytanie i podać do koszyka, bo wiadomo, że ludzie się trochę wstydzili ;)
U mnie, ani w podstawówce, ani w liceum takich zajeć nie było. Były tylko godziny wychowawcze, na których w podstawówce kobita nam tydzień w tydzień trąbiła o papierosach i narkotykach, a w liceum wychowawczyni ostrzegała przed wyjazdami za granicę w celach zarobkowych, bo pewnie skończymy w jakichś barakach. Słowa na temat związany z seksem i pożyciem międzyludzkim od nauczycieli w życiu nie usłyszałam. Uważam, że takie zajęcia (nie muszą być co tydzień, ważne żeby się odbywały) byłyby na plus, pod warunkiem - tak jak piszesz - że będą prowadzone przez osobę do tego wykfalifikowaną. W tej sytuacji tylko seksuolog wchodzi w grę. Tu będzie pewność, że odpowie rzetelnie na każde pytanie, a nie uraczy pytającego odpowiedzią, że np. od masturbacji to błony między palcami wyrastają (sic!). Większość osób pracujących w szkołach (nieseksuologów) nie ma bladego pojęcia, jak rozmawiać z dziećmi i młodzieżą. Niektórzy nawet nie potrafią wytłumaczyć dziewczynkom, co to jest miesiączka. A o takich akcjach opowiadały mi znajome, które chodzily do innych szkół. Mam nadzieję, że to się zmieni, wszak chodzi o uświadomienie dzieciaków, żeby nie musiały szukać i znajdować dziwnych informacji, które nijak się mają do rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńJa widzę, że nikt nie trafił na moją 'nauczycielkę' od wychowania do życia w rodzinie, które w programie podanym rodzicom, miał elementy wychowania seksualnego, a który w rzeczywistości nic wspólnego z tym nie miał. Z tych zajęć pamiętam doskonale tylko jedną rzecz - jak się wpycha kurczakom jedzenie do gardeł kijem, jak już nie chcą jeść, a trzeba je utuczyć przed ubojem... Nie wiem, skąd ten temat się wziął na takich zajęciach, ale po tym trzy czwarte klasy się z zajęć kazała rodzicom wypisać.
OdpowiedzUsuń