Dziś trochę prywaty, czyli moje rozważania o wszystkim i niczym. Będzie trochę o blogach rozwojowych, które osobiście dzielę na dwie kategorie.
Te, na których treści w największym stopniu dotyczą teorii
motywacji, zarządzania czasem i przestrzenią, oraz te, w których ludzie opisują
swoje dążenia do zamierzonego celu. Cele te są różne, albo powiązane w jakiś
sposób z tematyką, która mnie interesuje (pedagogiczne, literackie, językowe i
inne) lub powiązane z zupełnie inną bajką niż moja, jak na przykład prawnicze.
I te, i te wciągają mnie niesamowicie.
Przestałam czytać głównie te pierwsze. Ale oczywiście kilka wciąż odwiedzam: wyróżniają
się one albo stylem pisania, albo dodatkiem „tematycznym” niezwiązanym z
szerokorozumianym rozwojem. Jednak większość z nich, składa się głównie z
teoretycznych rozważań, powtarzanych na każdym z nich w tej samej formie. Jak
czyta się cos takiego za pierwszym razem, to ok, można zastanowić się, czy nie
potrzebujemy tego typu rozwiązań w naszym życiu. Jeżeli jednak czytamy to samo
już na piątym blogu, to człowiek traci tylko czas i ogarnia go znużenie. Po
pewnym czasie szuka się szukać opowieści ludzi, którzy starali się wprowadzić
dany sposób w swoje życie i opisują efekty, a nie tylko suchą teorię, bez
nawiązań do własnej osoby i jej sposobu organizacji czasu/miejsca/planu nauki.
Druga kategoria blogów, czyli właśnie te z realnymi przykładami
to coś, co nadal lubię. O tak, te mnie przekonują. To tutaj możemy znaleźć
konkretne efekty z zastosowania danej metody w czyimś życiu.
I na pierwszym typie i na drugim możemy znaleźć motywację do
działania, szczególnie, jeżeli tekst jest naprawdę dobrze napisany. Wtedy
człowiek ma ochotę wstać i zacząć działać natychmiast! Osobiście więcej tego powera
znajduję na blogach drugiego typu, – jeżeli widzę, że danym sposobem konkretny
człowiek zyskał pozytywne efekty.
I to na takich blogach polecam Wam szukać „kopa do działania”.
Na konkretnych przykładach konkretnych
ludzi.
bardzo ciekawy tekst, chociaż ja sama jestem po części "rozwojówką", to również nie czytam tych teoretycznych rozważań; -)
OdpowiedzUsuńDodam sobie Ciebie na bloglovin do czytnika, trafiłam tu dzięki Twojemu mailowi ;)
Mi także podoba się Twój wpis:) Fakt im więcej ię czytam tym mniej sie działa w efekcie czego stoimy w miejscu.
OdpowiedzUsuńżadne blogi ci nie pomogą dopóki sama sobie nie pomożesz a jeśli nie masz motywacji do zobienia czegoś to być może wcale tak naprawdę nie musisz lub nie chcesz tego robić
OdpowiedzUsuńAle czasem człowiek zapomina o swoich możliwościach - a przeglądając taką tematykę przypomina sobie myśl "jak jemu/jej się mogło udać, to czemu mi nie?" :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis :) faktycznie sucha teoria nie wiele daje, może dać wskazówkę, ale jak dla mnie wiedza nie poparta działaniem jest słabej jakości. W dodatku motywacja uruchamia się dopiero wtedy, gdy widzimy konkretne efekty, a nie gdybamy :)
OdpowiedzUsuńZ założenia mój miał taki być, ale "wyszło jak zwykle" :P
OdpowiedzUsuńNajlepsza motywacja do wiekszosci rzeczy typu: odchudzanie, zmiana wygladu, sportu itd to potencjalna rywalka czy kochanka (nawet kolezanka) twojego faceta. Jakbys zobaczyla (wymyslam) długonoga, cycata blondi w otoczeniu swojego faceta to zapewniam, ze bardzo szybko polecialabys np na silownie ;) Tak to jest ze czasami jest chociaz nie mowie ze zawsze :)
OdpowiedzUsuńNajlepsza motywacja do wiekszosci rzeczy typu: odchudzanie, zmiana wygladu, sportu itd to potencjalna rywalka czy kochanka (nawet kolezanka) twojego faceta. Jakbys zobaczyla (wymyslam) długonoga, cycata blondi w otoczeniu swojego faceta to zapewniam, ze bardzo szybko polecialabys np na silownie ;) Tak to jest ze czasami jest chociaz nie mowie ze zawsze :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, że suche fakty odnośnie motywacji jakie są na blogach nic nie dają. Trzeba jakiegoś "kopa", przykładu, żeby uwierzyć że naprawdę coś można zmienić :)
OdpowiedzUsuńmasz rację coś w tym jest ;)
OdpowiedzUsuń