Praca z dzieciakami bywa bardziej lub mniej stresująca - mimo wszystko. Wiecie, dziecko wchodzi na drzewo i póki go stamtąd nie ściągniecie, serce bije Wam trzy razy szybciej. Takie sytuacje są na porządku dziennym.
Jednak najbardziej stresującym dniem w całej mojej karierze było bycie członkiem komisji egzaminacyjnej na sprawdzianie szóstoklasisty. Nigdy, naprawdę nigdy nie stresowałam się, aż tak bardzo jak wtedy. Nie, żeby nauczyciel stażysta, jakim byłam za pierwszym razem, (bo to ten pierwszy raz mam na myśli) gdy mnie oddelegowali do tej roli, miał dużo do roboty. Świeżynce nikt nie powierzyłby losu i przyszłości dwunastolatków. Stażysta tylko sprawdza czy naklejki z kodami zostały przez nauczycieli starszych stażem przyklejone bez pomyłek. No i w trakcie egzaminu wpatruje się w uczniów czy nie próbują czasem ściągać. W razie sytuacji ekstremalnej (przeważnie są to zasłabnięcia) interweniuje się wyprowadzając delikwenta na zewnątrz. Wszelkie nieprawidłowości należy zgłaszać niezwłocznie bla bla bla... nie będą Was zanudzać ;)
W praktyce siedzi się i czeka na koniec czasu, który oznacza koniec egzaminu. Bez żadnego "ale". Koniec czasu to koniec czasu, nawet mimo łez, że jeszcze się nie skończyło. Szanse dla wszystkich dzieciaków w całej Polsce muszą być równe.
Źródło:http://weheartit.com/entry/95474900/search?context_type=search&context_user=Shaathewonder&page=5&query=classroom
To było najbardziej stresujące doświadczenie w mojej pracy. Nie dość, że oddelegowali mnie do innej szkoły niż moja macierzysta i nie mogłam nawet wspierać przestraszonych dzieciaków przed wejściem na salę, bo ich nie znałam i żadne "Basiu tyle się uczyłaś, na pewno będzie dobrze" nie wchodziło w grę, to jeszcze przyjechałam na miejsce chyba godzinę wcześniej - stresując się, że się spóźnię. Niby to nie tragedia, bo są jeszcze w komisji nauczycieli "zastępczy" w razie W. Wolałam jednak, żeby byli oni dyspozycyjni w razie prawdziwego W. Swój telefon rozłożyłam na części pierwsze, żeby nie miał prawa zadzwonić - gdyby się tak stało, usłyszelibyście o mnie w wiadomościach... Przez całą godzinę siedziałam jak na szpilkach.
Na szczęście wszyscy zdali, żadnych wpadek, ani niespodzianek w trakcie egzaminu nie było, ale co się wtedy nadenerwowałam to moje ;)
Ty się stresujesz, a co dopiero dzieciaki przeżywają! ;) Czemu Cię to tak zdenerwowało? :)
OdpowiedzUsuńJa się denerwowałam z nimi! Żeby żadne z nich nie zemdlało, żeby dobrze im poszło, żeby się nie denerwowali! A tu nic nie można było zrobić, tylko siedzieć i patrzeć...
UsuńZaskoczyłaś mnie. Po tytule spodziewałam się nie wiadomo jakich problemów wychowawczych, albo ostrych rozmów z rodzicami... A tu proszę - egzamin szóstoklasisty. Tak na egzaminy nie patrzyłam. :)
OdpowiedzUsuńJa wcześniej też nie. Myślałam, że stres związany z jakimkolwiek egzaminem mam już za sobą po studiach ;)
UsuńNominowałam Twój blog do nagrody Liebster Blog Award, życzę miłego dnia :)
OdpowiedzUsuń